Problem szwedzkich bibliotek.

[Widget_Twitter id=”1″]

 

Jeszcze niedawno był to temat tabu, ale ostatnio Paulina Neuding, odważna dziennikarka o polsko-żydowskich korzeniach opisała w “Svenska Dagbladet” sytuację w bibliotekach szwedzkich.

Tylko w Sztokholmie w ciągu ostatnich dwu i pół roku zanotowano prawie 500 przypadków przemocy, kradzieży i zakłócania porządku w bibliotekach. Biblioteka szwedzka zawsze była oazą dla dzieci, które na przykład nie mogły odrabiać lekcji w domu. To była oaza dla starszych ludzi, którzy samotnie siedzieli w domu. To było miejsce spotkań. Te biblioteki bardzo dobrze funkcjonowały, to było takie serca gminy. W tej chwili biblioteki są okupowane przez gangi, czasami są nawet demolowane i dlatego w wielu bibliotekach musieli zatrudnić strażników do pilnowania porządku. Do takich bibliotek starszy człowiek już nie ma odwagi wejść, a rodzice nie puszczają małych dzieci. O tym zaczęło się mówić, ale nikt nie wie, jak sobie z tym poradzić.

Ta sama dziennikarka opublikowała w “Svenska Dagbladet” artykuł o sytuacji na basenach publicznych w dzielnicach, gdzie mieszka wielu cudzoziemców. Okazuje się, że na basenach też spotykają się gangi, które napastują wszystkich spoza swojego kręgu. Rodziny z dziećmi, które kiedyś tam przychodziły, już nie idą na swój najbliższy basen, tylko w trosce o bezpieczeństwo jadą samochodem do spokojniejszych dzielnic.

Artykuły te wzbudziły dyskusję w mediach. I jak to zwykle w Szwecji bywa, dyskusja nie dotyczyła właściwego problemu, czyli jak zaradzić wrastającej agresji i zakłócaniu porządku w miejscach publicznych, bo jest to kwestia zbyt trudna. Dyskusja przekształciła się w upolitycznioną debatę między liberalno-konserwatywna prawicą, która znalazła powód do krytyki subwencji państwowych dla bibliotek i basenów, i tzw. lewicą, która oburzyła się na propozycję uciszania hałasującej młodzieży, nazywając to próbą ucisku i wprowadzenia “normy uciszania”.

Źródło

 

 

Dodaj komentarz